Między nutami, Słowa, Wyrwane z tekstu

Księgi Jakubowe z Nike 2015

Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk to lektura wymagająca, niespieszna i wytrawna.
Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk to lektura wymagająca, niespieszna i wytrawna.

Księgi Jakubowe Olgi Tokarczuk, nagrodzone w tym roku statuetką Nike, na pewno znać warto.  To lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy mienią się ludźmi kulturalnymi!

Książka ukazała się ponad rok temu i przez ten czas przeczytało ją (a może raczej – kupiło, bo przeczytać mogło znacznie więcej) ponad 100.000 czytelników , w tym ja. To duży sukces – dla autorki i dla wydawnictwa. Takie nakłady zarezerwowane są dla czytelniczych hitów, a taka liczba odbiorców plasuje tę pozycję niewątpliwie na liście bestsellerów!

Skoro tak wiele osób sięgnęło po tę powieść, zanim jeszcze została doceniona przez kapitułę nagrody Nike i skoro tak wiele skrajnych opinii i emocji pojawiło się na temat samej autorki (czego – tak na marginesie – zupełnie zrozumieć nie potrafię!) tylko dlatego, że odważyła się sięgnąć po temat żydowski, to już wystarczy, aby chcieć poznać tę historię, zanurzyć się w opowieść o XVIII wiecznej Polsce widzianej oczami wielu narratorów, przez co różnorodną, przesiąkniętą indywidualnymi wyobrażeniami, zapachami, nastrojami, wierzeniami i kontekstami. I choć to historia wielokrotnego konwertyty, przechrzty, schizmatyka i Mesjasza w jednym – Żyda Jakuba Lejbowicza Franka, to tak naprawdę opowieść o poszukiwaniu, wędrówce, wyobcowaniu, granicach i wierze wielu bohaterów. I tak, jak w długim tytule zapowiada autorka to „wielka podróż przez siedem ksiąg, pięć języków i trzy duże religie, nie licząc tych małych”.

Opowiem o tej wyprawie subiektywnie – kogo można tam spotkać, jakie prawdy można odkryć i czego dowiedzieć się o sobie i świecie. Na pewno to lektura wymagająca, nieśpieszna. Nie da się przelecieć przez te kilkaset stron ekspresem, to raczej piesza wędrówka, czasami stromo pod górę; ale tutaj najważniejsza jest droga…

Lektura "Ksiąg Jakubowych" Olgi Tokarczuk
Lektura „Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk

…bo każdy szuka swojej prawdy

“PRAWDA JEST JAK SĘKACZ, SKŁADA SIĘ Z WIELU WARSTW, KTÓRE KRĘCĄ SIĘ WOKÓŁ SIEBIE, RAZ SIEBIE ZAWIERAJĄ, A RAZ SAME SĄ ZAWIERANE PRZEZ INNE. PRAWDA TO JEST COŚ, CO MOŻNA WYRAŻAĆ WIELOMA OPOWIEŚCIAMI, BO JEST JAK TEN OGRÓD, DO KTÓREGO WESZLI MĘDRCY: KAŻDY WIDZIAŁ CO INNEGO.”

Księgi Jakubowe to historia wielu osób: przede wszystkim Jakuba Franka – charyzmatycznego przywódcy sekty religijnej, ale też księdza Benedykta Chmielowskiego – twórcy pierwszej polskiej encyklopedii, Żyda Nachmana z Buska – wiernego wyznawcy nowego Mesjasza, Mikołaja Dembowskiego – biskupa liczącego na spektakularny sukces chrystianizacji Żydów, czy Elżbiety Drużbackiej – niedocenianej i zapomnianej w końcu barokowej poetki, oraz wielu innych. Cała fabuła kręci się wokół postaci żydowskiego mistyka, który pewnego dnia pojawił się znikąd i zmienił optykę widzenia świata zarówno Żydów, jak i katolików; on podzielił i połączył ludzi; był chodzącym paradoksem.

Każda z postaci pojawiająca się w tej opowieści – od wiodących po epizodyczne, czegoś pragnie, do czegoś tęskni, stawia pytania i szuka odpowiedzi. Są różne, dzieli je narodowość, wyznanie, status społeczny, a jednak ich drogi krzyżują się, bywa, że przez chwilę stają się towarzyszami w wędrówce, ale choć żyją w jednym czasie i miejscu , każdej pisany jest indywidualny los. To dotyczy też każdego z nas – w poszukiwaniu sedna jesteśmy zdani tylko na siebie. I choć współtworzymy tę samą rzeczywistość, to każdy przyjmuje własną perspektywę, a przez to każde zdarzenie, a raczej relacja o nim, staje się subiektywna. Każdy z nas ma własną prawdę. I nawet jeśli tych prawd jest wiele, to wszystkie są tak samo prawdziwe. Tak odczytuję losy bohaterów KJ, którzy wyruszają w podróż, ponieważ po prostu poszukują, każdy czegoś innego (nieważne czego). Ta podróż może mieć wymiar metaforyczny, często dziać się w tylko głowie, sercu, czy duszy.

Czego zatem szuka Jakub Frank? Możliwe, że szacunku i  prawa do stanowienia o własnej tożsamości, godności istnienia niezależnej od rasy czy wyznania oraz wolności w decydowaniu o własnym losie.

..bo każdy wyznaje jakieś wartości

“LUDZIE MAJĄ POTĘŻNĄ POTRZEBĘ, ŻEBY CZUĆ SIĘ LEPSZYMI OD INNYCH. NIEWAŻNE, KIM SĄ, MUSZĄ MIEĆ KOGOŚ, KTO BYŁBY GORSZY OD NICH.”

Różne są motywacje popychające do wyruszenia w drogę, jednak wspólnym mianownikiem wszystkich jest zwykle zmiana, a raczej głęboka potrzeba zmiany. Oczekujemy czegoś innego, wyobrażonego i lepszego niż dotychczas. Tak naprawdę jesteśmy do siebie podobni, łakniemy zrozumienia i miłości, nie chcemy być samotni. Wydaje się nam, że będąc w ruchu odganiamy wyobcowanie, stopniowo asymilujemy się ze światem, wtapiamy w życie, znajdując namiastki bezpieczeństwa. Być może dlatego setki a potem tysiące wyznawców ruszyły za Jakubem Frankiem, widząc w nim szansę na ratunek i wybawienie. Każdy z tych żydowskich neofitów chciał porzucić wieczny niepokój, chciał zobaczyć w oczach swoich sąsiadów katolików choć raz odrobinę szacunku; żaden z nich raczej nie śmiał marzyć, by się z nimi zrównać. Ale każdy z tych bohaterów jakubowej drogi, nieważne jakiej narodowości, chciał coś zyskać – poklask albo inne korzyści;  biskupi: Dembowski i Sołtyk łaknęli przychylności Rzymu, ksiądz Chmielowski respektu dla dzieła swego życia, kasztelanowa Kossakowska opinii dobrej chrześcijanki i filantropki, w końcu Jakub Frank marzył o niezależności, co dla Żyda uwikłanego w religię, politykę i społeczne konwenanse proste nie było. Warto zdawać sobie sprawę z ówczesnych realiów – Żydzi nie byli pełnoprawnymi obywatelami, byli ograniczeni przyznanymi im wolnościami i przywilejami. A jednak udało mu się, choć nie bez przeszkód i nie od razu, stworzyć sobie i swoim wyznawcom bezpieczną przestrzeń. Po latach tułaczki i kompromisów – kilkukrotnej zmianie wyznania: z judaizmu na sabataizm, potem  przejściu  na islam i dopiero później ochrzczeniu siebie i swoich wiernych (nawet dwa razy!), najprawdopodobniej umarł jako wyznawca prawosławia. Czy ta ciągła zmiana wyznania i nieustanne poszukiwanie różnych twarzy Boga zasługuje na poklask czy raczej na przyganę? Czy w tej religijnej sztafecie naprawdę chodziło o znalezienie właściwej drogi do zbawienia czy raczej o osobistą, doczesną wygodę? W tej opowieści fascynujące są ludzkie motywacje – jak to, w co wierzymy wpływa na to, co i jak robimy; moment przejścia od wiary do życia; to, co nami kieruje i to, co nas powstrzymuje…

…bo każdy codziennie przekracza jakieś granice

„…W ISTOCIE ŚWIAT SKŁADA SIĘ ZE SŁÓW, KTÓRE RAZ POWIEDZIANE, ROSZCZĄ SOBIE ODTĄD PRETENSJE DO WSZELKIEGO PORZĄDKU I WSZYSTKO WYDAJE SIĘ DZIAĆ POD ICH DYKTANDO, WSZYSTKO IM PODLEGA.”

Być może to niemoc decydowania o własnym losie i ograniczenia narzucane przez to, kim urodził się Jakub Lejbowicz, popchnęły go do poszukiwania nowych ścieżek i przekraczania różnych granic –państwowych, obyczajowych, religijnych. W XVIII wiecznej Polsce współistniały różne narody i różne religie, choć obok siebie, sobie obce. Te światy się nie przenikały, unikały się nawzajem, były dla siebie enigmą. A przecież wszystko co nieznane budzi niepokój, rodzi lęki i  stwarza pole do insynuacji. Świat  Żydów obrósł przez wieki w krwawe legendy, nigdy nie żyło się im łatwo, jeszcze trudniej zrobiło się, kiedy przechrzta i heretyk Frank rzucił fałszywe oskarżenia tak chętnie przyjęte prze katolickie władze. To on umożliwił skazanie współbraci (nie) winnych przelewania krwi chrześcijańskich dzieci. Okazało się, że łatwo jest zboczyć z drogi – fałszywie oskarżyć w imię własnych interesów (miał dobry powód: wcześniej to jego ortodoksyjni Żydzi oskarżali o grzech Adamitów! Zatem oko za oko..), wykorzystywać seksualnie współwyznawczynie (w imię nowej wiary stworzył krąg 12 kobiet spośród żon i córek wyznawców, aby uprawiać wolną  miłość), czy w końcu żyć na cudzy rachunek (wyznawcy nieustannie wspierali finansowo swojego Mesjasza; przysyłali mu też swoje pociechy, aby je kształcił, co nie było z jego strony bezinteresowne i  raczej kosztowne dla wiernych) . Okazało się, że w imię wolności i miłości można niewolić i znieważać, a w imię godności pogardzać. Ot, sekciarstwo, manipulacja i gra na emocjach.

Zastanawiam się czy Frank stawiał sobie jakieś granice, czy raczej czekał, aby mu je postawiono. Być może dopóki nie doświadczył ograniczeń, przyjmował, że ich nie ma. Może wiedział, że granice stawiamy najczęściej sami. Zwykle wiemy, kiedy powinniśmy się zatrzymać, ale czy Jakub o tym nie wiedział, nie chciał wiedzieć, czy może jednak sądził, że wolno mu więcej? W końcu był Mesjaszem! A może to jednak rodzaj sprawdzianu – jak daleko można się posunąć i czym się w życiu kierować…

…bo każdy w coś wierzy

“OŚWIECENIE ZACZYNA SIĘ WTEDY, GDY CZŁOWIEK TRACI WIARĘ W DOBRO I PORZĄDEK ŚWIATA. OŚWIECENIE JEST WYRAZEM NIEUFNOŚCI.”

Wiek XVIII to czas oświecenia, zwracania się ku sile rozumu raczej niż wiary, a w Rzeczpospolitej czas rozkładu; to on umożliwił Frankowi eskapady – z kraju do kraju, z religii do religii, z podolskiej wsi na cesarski dwór. Splendor i uznanie z ostatniego okresu działalności karawany frankistów, kiedy utrzymywali kontakty z cesarskim pałacem Habsburgów, kiedy Jakub został arystokratą i prowadził (oczywiście z datków) własny dwór, to kwintesencja jego pragnień. Chciał uznania i splendoru. Ale też umiał przeczekać, kiedy przez 13 lat więziono go na Jasnej Górze w Częstochowie. Szczególnie wtedy Jakub po prostu wierzył! Niewątpliwie był człowiekiem wiary. Nie porzucał nadziei. Miał przekonanie o swojej wielkości i sprawczości. Pokazał, kim można się stać. Pokazał, że trzeba chcieć. On chciał żyć lepiej i inaczej. I zrealizował swoje wizje! Jego wyobrażenie Boga przetrwało – w pozostawionych pismach i zebranej doktrynie. Jak widać do dziś fascynuje swoim rozmachem w ziszczaniu osobistej wizji świata. I choć nie ma już szalonych wyznawców frankizmu (jakoś nie żałuję), kto wie, co znaczy naprawdę wierzyć – czy to wiara w Boga czy w człowieka? Tak czy inaczej ciągle wierzymy, każdy na swój sposób – w Boga o różnych twarzach, bezinteresowną miłość, moc ideałów, siłę nauki, rozwój technologii, w ludzkość, albo w siebie. W końcu mamy wolność wyboru.

…bo każdy grzeszy

“POWIEDZIAŁ BÓG DO SIEBIE: NIE MOGĘ JEDNOCZEŚNIE MIEĆ CZŁOWIEKA I WOLNYM, I ZUPEŁNIE MI PODDANYM. NIE MOGĘ MIEĆ WOLNEJ OD GRZECHU ISTOTY, KTÓRA BYŁABY JEDNOCZEŚNIE CZŁOWIEKIEM. WOLĘ RACZEJ GRZESZNĄ LUDZKOŚĆ NIŻ ŚWIAT BEZ LUDZI.”

Powieść kończy się, bo umiera Frank. A z nim stopniowo jego wizja życia. Jego wizja Boga i człowieka odbiegała od uznanych w jego epoce standardów, pewnie nawet dziś w pewnych kręgach mogłyby uchodzić za odważną, grzeszną. Ale kwestie błędów i ocen, co błędem może być albo nie być, jest równie dyskusyjne dzisiaj, co kiedyś. Od zarania świat robi swoje dzień po dniu, po swojemu, wcale nie najlepiej; robi jak potrafi. Bo to my jesteśmy niedoskonali.

I ta opowieść nie jest idealna. Mogłaby być krótsza, bardziej syntetyczna, mogłaby nie mieć tylu nieistotnych wątków, mogłaby unikać bardzo współczesnych sformułowań…

Zawsze wszystko, cokolwiek robimy, mogłoby być lepsze. Ale nie o to chodzi; chodzi o to, żeby było prawdziwie i może właśnie niedoskonale, żeby mogło zostać coś jeszcze do zrobienia, coś na potem. ..

Dla mnie KJ są przede wszystkim wizją Olgi Tokarczuk, którą doceniam za ogrom pracy przy pisaniu tej książki, za odwagę do zmierzenia się z tak rozległym tematem i za wytrwałość, że nie porzuciła projektu w pół drogi. A każdy, kto inaczej wyobraża sobie tę opowieść, może podjąć wyzwanie i napisać ją po swojemu 😉