Emocje

Co wiesz o sztuce nowoczesnej?

Czy sztuką jest rozpoznać sztukę?

Sztuka współczesna mówi o tym co dla nas ważne, co groźne i fascynujące we współczesnym świecie. Patrząc na nią widzimy siebie, to jakimi jesteśmy ludźmi i w jakim otoczeniu żyjemy. Dzięki niej możemy się zatrzymać, pomyśleć, na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości i spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy.

Zastanowiło mnie wtedy – czy ja bym się na tej sztuce poznała? Z tych osobistych rozterek wziął się pomysł na rozmowę o sztuce i jej kodach; na postawienie pytań o sztukę ludziom ze sztuką obeznanym – którzy nią i z niej żyją.

Między artystą a krytykiem

BC: Parę lat temu byłam w Muzeum Sztuki Współczesnej w Paryżu, gdzie w foyer na jednej ze ścian wisiał wielki obraz z wyklejonym z folii logo Citroena i podpisem autora – „moja ulubiona marka samochodowa”. I to było wszystko. Zupełnie nie wiedziałam jak się do tego odnieść – jak to, to ma być SZTUKA? Jak odczytywać takie dzieło? – pytam Patrycję Sikorę, historyczkę sztuki, kuratorkę wystaw i kierowniczkę produkcji artystycznej Galerii BWA we Wrocławiu i Pawła Liska, wykładowcę wrocławskiej ASP, artystę malarza i sztuk wizualnych; osoby zajmujące się sztuką na co dzień.

Patrycja Sikora: Powiedziałabym, że wchodząc do galerii sztuki współczesnej, odwiedzając jakąś wystawę sztuki najnowszej, często jesteśmy bezbronni. Ta sztuka nie jest łatwa w odbiorze. Ona wymaga od widza minimum przygotowania. Zwykle nie mamy narzędzi, żeby zrozumieć  to, co widzimy. Każdy z nas ma trochę inne doświadczenia, inne przygotowanie zawodowe, inne wykształcenie, jesteśmy w różnym wieku itd. Każdy z nas ma inny aparat poznawczy. Niektóre dzieła są łatwe w odbiorze, a niektóre, bardziej wymagające, potrzebują osobnego objaśnienia.

Paweł Lisek: Gdybym zobaczył taką pracę to może byłbym trochę zdziwiony, ale nie szukałbym żadnego dodatkowego opisu, bo dla mnie ten przekaz jest prosty i oczywisty. Artysta pokazuje swoją ulubioną markę i tyle. Nie ma co szukać nadinterpretacji.

Sztuka kodowania

HK: A co w sytuacji, kiedy potrzebujemy dodatkowej ideologii do zrozumienia, co artysta miał na myśli, wtedy wciąż można mówić o dziele sztuki?

PL: Jak najbardziej, szczególnie wtedy. Dzisiaj sztuka jest bardzo umowna. Dziełem może być wszystko. Twórca ma być kreatorem i wizjonerem, ma tworzyć i wyprzedzać rzeczywistość, poniekąd ma mówić ludziom co mają myśleć i w jaki sposób odbierać świat.

PS: Kiedyś było trochę łatwiej. Oglądając dzieła sztuki dawnej – powiedzmy od średniowiecza do nowożytności przydaje się znajomość ikonografii, pewnych kodów kulturowych. Tyle, że one są nam bliskie, bo wychowaliśmy się w kręgu kultury chrześcijańskiej i mamy opanowany język pewnych symboli ukształtowanych w jego obrębie. Wchodząc do galerii sztuki współczesnej nie znamy tych kodów, z którymi mamy tam do czynienia, bo tworzą je poszczególni artyści nieraz w oderwaniu od utartych przez wieki schematów, a to sprawia, że czujemy się zagubieni, onieśmieleni albo po prostu rozczarowani.

Emocje a reakcje

HK: Czy znaczy to tyle, że sztuka ma po prostu wzbudzić w odbiorcy emocje?

PL: Niekoniecznie emocje, ale na pewno powinna wywołać jakąś reakcję – ta reakcja może być emocjonalna, ale może też oddziaływać na nasz intelekt, sprawić, że zaczniemy się nad czymś zastanawiać; albo ma zadziałać na nasze zmysły – np. słuchu lub powonienia…

HK: Wywołanie w odbiorcy jakiejkolwiek reakcji wystarczy, aby uznać, że dzieło spełniło swoją funkcję, a przez to, że jest wartościowe? Wystarczy, że się oburzę, albo zachwycę? Jak się na tej wartości (artystycznej) poznać?

PS: To nie jest sprawa prosta, nawet dla  osób zajmujących się sztuką zawodowo, choć to właśnie oni wydają się być najlepszymi adresatami takich wystaw. Okazuje się, że nawet dla wyćwiczonego oka to niełatwe, tym bardziej nie ma co się oszukiwać, że wystarczy przeczytać parę książek, by po ich lekturze zostać ekspertem, to się raczej nie wydarzy. To tak nie działa. Żeby móc rozmawiać o sztuce współczesnej merytorycznie, potrzebne jest pewne obycie i konkretna baza intelektualna. Tego nam bardzo jako społeczeństwu potrzeba – edukacji. Na szczęście jest już wiele wartych naśladowania inicjatyw, wynikających na przykład z chęci współpracy nauczycieli z galeriami sztuki. We Wrocławiu są nauczyciele, którzy inicjują klasowe wyjścia do galerii albo wycieczki na ciekawe wystawy, pokazywane nie tylko w Polsce. Ostatnio byłam na wspólnym wyjeździe z nauczycielami i uczniami dwóch wrocławskich liceów w Wenecji, gdzie obok klasycznego programu zwiedzania nastolatki miały okazję też zobaczyć tamtejsze Biennale, uczestniczyć w wielkim przeglądzie tego, co w sztuce na świecie dzieje się obecnie. I proszę mi wierzyć, że młodzież wcale nie była znudzona, wręcz przeciwnie, z dużym zainteresowaniem chłonęła wszystko. Jeśli od dziecka ma się kontakt ze sztuką, kulturą, jeśli rodzice i nauczyciele z dziećmi podróżują, prowadzą do muzeów, objaśniają, to w przyszłości to ogólne obycie umożliwia odbiór artystycznych wizji z zupełnie innego pułapu. Najważniejsze to otworzyć się na to, co widzimy.

Rozmawiają Hanna Krzyżosiak, Patrycja Sikora, Paweł Lisek, fot. Agnieszka Czeleń
Rozmawiają Hanna Krzyżosiak, Patrycja Sikora, Paweł Lisek, fot. Agnieszka Czeleń

Uwikłanie – dzieła i artysty

HK: Czy to oznacza, że powinniśmy uwzględniać kontekst, a jeśli tak, to jak go dostrzec? Czy chodzi o sytuację analogiczną jak w architekturze, gdzie projekt powinien być powiązany choćby z sąsiedztwem, tradycją miejsca itp.  Czy sztuka współczesna jest podobnie uwikłana?

PS: Każda sztuka, nawet taka, która wydaje się nie odnosić do rzeczywistości – czyli taka, która nie opowiada wprost o polityce, religii, moralności, czy o innych tematach dyskutowanych na forum społecznym, jest moim zdaniem jednak zawsze w coś uwikłana. Bo każdy autor jest osadzony w jakimś konkretnym kontekście i nawet jeśli on sam mówi, że tworzy w odcięciu od doraźnych problemów to tak naprawdę, takie dzieła niby oderwane od komentowania współczesności, tego co się dzieje w massmediach, zawsze wyrastają z jakiegoś określonego czasu i określonego środowiska artystycznego. I dopiero z pewnej perspektywy czasu widać jaką to środowisko miało wartość i jaką rolę odgrywało, czasem nawet na poziomie polityki  kulturalnej całych krajów. Wystarczy choćby przypomnieć czas rozkwitu abstrakcyjnego eskpresjonizmu lat pięćdziesiątych w Stanach Zjednoczonych, okresu zimnej wojny. W bloku sowieckim panowała doktryna realnego socjalizmu, gdzie sztuka miała bardzo określone i konkretne zadania – edukowanie mas; sztuka miała być zrozumiała dla wszystkich, pokazywać etos pracy, a także na przykład konkretną rolę kobiety (choćby słynny postulat „kobiety na traktory!”). I to było po jednej stronie Oceanu. A po drugiej, w opozycji do ZSSR była sztuka Stanów Zjednoczonych, gdzie triumfy święcił Jackson Pollock, prawdziwa gwiazda amerykańskiego nurtu sztuki powojennej. Jego dojrzałe dzieła to była zupełna abstrakcja, sztuka gestualna, wynikająca z jakichś wewnętrznych stanów psychicznych artysty, jego poszukiwań, intuicji. Pollock leczył się z alkoholizmu, brał udział w seansach psychoanalitycznych, a samo malarstwo było dla niego formą terapii. To było kompletnie inne podejście do sztuki w porównaniu w socrealizmem. To była sztuka, która wynikała z indywidualnych preferencji danego artysty, odnosiła się do jego wewnętrznego świata i nie miała programowo narzuconego wymiaru moralizatorskiego. I wydawać by się mogło, że w ogóle nie była osadzona w kontekście społecznym czy politycznym, bo o tych sprawach nie mówiła wprost. Ale jeśli spojrzymy na nią z dystansu to okazuje się, że po jednej stronie barykady mamy etos artysty indywidualnego, który wyraża siebie bez żadnego społecznego zobowiązania, a z drugiej strony mamy socrealizm, który jak najbardziej takie zobowiązanie nakłada. To dobry przykład walki na polu sztuki na dwie różne wizje tego, czym sztuka współczesna jest i powinna być. Jeśli więc ktoś twierdzi, że nie odnosi się w jakikolwiek sposób do społeczeństwa w którym funkcjonuje, to ja się zastanawiam czy w ogóle możliwe jest życie w takim totalnym wyabstrahowaniu.

Język wyrazu

HK: Wyłania się z tego wizja artysty z misją. Czy na współczesnego artystę faktycznie nakłada się taki obowiązek – komentowania, zwracania uwagi, tłumaczenia rzeczywistości na język sztuki?

PL: Na pewno, sztuka zawsze jest trochę takim krzywym zwierciadłem, w którym odbija się ta rzeczywistość, w której żyjemy – nawet pejzaż malowany z natury jest zawsze syntezą odbioru artysty, pewnego rodzaju manipulacją. Każdy artysta zawsze sam obiera własną strategię – czy chce o pewnych rzeczach mówić wprost czy woli odwoływać się do innych środków.

HK: Tylko skąd mamy o tym wiedzieć? Na przykład widzę w muzeum taką instalację: pośrodku dużej sali stoi monitor wyświetlający czarno-biały, zapętlony film – przedstawia odbijającą się piłkę. To wszystko. Co artysta chciał mi powiedzieć?

PS: Ja zwróciłabym uwagę przede wszystkim na tytuł dzieła i zadała sobie pytanie – co pomyślałam, kiedy je zobaczyłam. Spróbowałabym obie te kwestie połączyć i poczekała co się wydarzy – czy nasuną mi się jakieś skojarzenia, czy pojawią się jakieś emocje, czy potrafię ten przekaz wpisać jakoś w swój osobisty kontekst.

PL: Jeśli nie ma tam żadnego komentarza to ja przyjrzałbym się dziełu z różnych perspektyw  – po pierwsze kiedy powstał ten film? Bo jeśli np. kilkadziesiąt lat temu, to optyka odczytywania filmu będzie inna niż dzisiaj, wtedy taki zapętlony obraz mógł mieć swoją wymowę osadzoną w bieżącym kontekście, druga sprawa – sama piłka, normalnie piłka nie będzie sama z siebie odbijać się tak samo w nieskończoność. Zatem może ten przekaz chce nam powiedzieć, że cyfrowe media manipulują, albo że rzeczywistość wokół nie jest prawdziwa… Trzeba szukać, główkować, wysilić się trochę. Dzisiaj sztuka i samo dzieło zwykle opatrzone jest komentarzem twórcy (czasem też kuratora wystawy, albo krytyka). I ten opis albo interpretacja są dziś równie ważne jak dzieło. Inna sprawa, że często nawet do odczytania podanych idei potrzebujemy znajomości pewnej konwencji albo kontekstu. Poznanie tych kodów nie tylko ułatwia odbiór dzieł współczesnych, ale rozwija, uwrażliwia, pobudza do refleksji.

Granice ekspresji

HK: Czy to oznacza, że dziełem może być cokolwiek, co zostanie poparte dobranym do okoliczności konceptem? Czy w takim razie sztuka daje pełną dowolność w wyrazie, nie stawia artystom żadnych granic?

PS: To bardzo złożony problem. Ostatnio została wydana książka pt. Cenzura w sztuce polskiej po 1989 roku Jakuba Dąbrowskiego, która opisuje liczne przypadki dotyczące cenzurowania sztuki, które można uznać za próbę stawiania granic artystom. Sądzę, że próby cenzurowania są zawsze groźne. Dzisiaj możemy próbować ocenzurować coś ze względu na obrazę uczuć religijnych albo moralności – nakazać wręcz usunięcie dzieła ze sfery publicznej, a jutro może się okazać, że tak zostanie potraktowana na przykład każda sztuka niewygodna politycznie. To zawsze jest bardzo płynne, bo z jednej strony mamy wolność wypowiedzi artystycznej, a z drugiej uczucia odbiorcy (ktoś może poczuć się obrażony). Do tego problemu odnosi się inicjatywa „Index 73” powołana dzięki zaangażowaniu m.in. dr Izy Kowalczyk (nazwa jest nawiązaniem do 73 artykułu w polskiej Konstytucji, który gwarantuje wolność twórczości artystycznej). W tym serwisie internetowym zebrane zostały przypadki naruszania tego prawa, a sami artyści mogą liczyć na wsparcie, choćby pomoc prawną. Okazuje się bowiem, że sporne sytuacje wcale nie musza dotyczyć wyłącznie obrazy uczuć indywidualnego odbiorcy, ale dotyczą też przypadków, w których artysta jest cenzurowany ze względu na konflikt z interesami koncernu. Przykładem może być głośna jakiś czas temu sprawa z Poznania, kiedy praca Rafała Jakubowicza pt. Arbeitsdisziplin wywołała skandal. Chodziło o pocztówkę ze zdjęciem fabryki Volkswagena z Antoninka pod Poznaniem, niezmanipulowane, na którym widać po prostu sfotografowaną fabrykę niemieckiego koncernu zza drutu kolczastego. Do zdjęcia artysta dodał tylko napis Arbeitsdisziplin. Praca miała mocną wymowę, ale choć koncern odgrażał się konsekwencjami prawnymi, do procesu nie doszło. Dlaczego? Zapewne dlatego, że byłaby to sytuacja zbyt niewygodna dla fabryki, wówczas bowiem trzeba byłoby sięgnąć do trudnej historii tej konkretnej firmy, zacząć tłumaczyć dlaczego właściwie praca Jakubowicza godzi w jej dobre imię. Wycofanie pracy Jakubowicza z wystawy w poznańskim Arsenale to przykład prewencyjnej cenzury, próby usuwania pewnych treści z przestrzeni publicznej. Ale są też artyści budzący olbrzymie kontrowersje, bo sięgający po ciężki kaliber środków wyrazu, jak choćby Katarzyna Kozyra, pokazująca problem śmierci w sposób dobitny. Tacy artyści jak ona nie idą na skróty, nie szukają miękkich metafor, ich dzieła są zawsze szeroko komentowane, a kontrowersje narosłe wokół powstałych prac stają się narzędziem, służącym wywołaniu wstrząsu. Gdzie leży granica? Na pewno tam, gdzie stawia je aktualnie obowiązujące prawo, bo artysta, tak jak każdy inny obywatel nie stoi ponad nim. Może negocjować te granice i je naginać, co nie jest wolne od ryzyka. Poza tym wolność w sztuce kończy się po prostu  chyba tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. Ale zawsze znajdą się twórcy, którzy zechcą przekroczyć i tą granicę.

Rozmawiają Hanna Krzyżosiak, Patrycja Sikora, fot. Agnieszka Czeleń
Rozmawiają Hanna Krzyżosiak, Patrycja Sikora, fot. Agnieszka Czeleń

PL: Granice w sztuce dla każdego leżą gdzie indziej. Nie ma jednej granicy – każdy twórca sam ją stawia, albo przesuwa. Bywa że testuje w ten sposób i siebie, i odbiorcę. Często ta transgraniczność otwiera nowe drzwi, pozwala zobaczyć jakiś temat z zupełnie innej perspektywy. Artysta powinien być otwarty, bo nigdy nie wiadomo dokąd ta otwartość zaprowadzi i co pozwoli odkryć. Rolą artysty jest wyznaczać nowe szlaki, iść do przodu. Tylko wtedy można spodziewać się przełomu. Artysta jest od łamania schematów. A jeśli je łamie, jeśli pokazuje coś, czego dotąd nie znano, to normalne, że wzbudza albo nieufność, albo kontrowersje, albo wręcz obawy. I stąd biorą się próby cenzurowania i stawiania umownych znaków STOP. Taka odwieczna zabawa artystów i władzy. Artysta ma prawo do chodzenia pod prąd (ale nie mylić z na skróty) i do indywidualnych wyborów dotyczących swojej działalności artystycznej.

Bycie artystą

HK: Skoro tych granic w zasadzie nie ma, to wydaje się, że bycie artystą jest bardzo odpowiedzialnym zadaniem, bo z nieograniczonej niczym wolności nie każdy przecież potrafi korzystać. W takim razie kto może być artystą?

PS: O tym mówił np. Joseph Beuys, jeden z najbardziej znanych powojennych artystów niemieckich – że każdy może być artystą! Bo sztuka powinna kształtować społeczeństwo i powinna być siłą ważniejszą niż określony system polityczny. Zatem jeśli wyjdziemy z założenia, że każdy może być artystą i wszystko może być dziełem sztuki, to zauważymy pewne rozmycie tych pojęć, a przez to duże pole do spekulacji i brak pewności, jak właściwie oceniać to, na co patrzymy. Na pewno kluczowa jest zawsze decyzja artysty. Zakładam, że jeśli twórca mówi, że coś jest dziełem sztuki, to chyba nim jest. Jeśli instytucja, kurator decydują się na pokazanie pewnych treści, jako dzieła sztuki, to one tak są traktowane.

HK: Jeśli przyjmiemy, że twórca ma nieskrępowaną niczym wolność tworzenia, ale dzieło mimo to (a może właśnie dlatego) nie znajduje zrozumienia u odbiorcy – bo sama koncepcja nie przekonuje albo estetyka jest dyskusyjna (czyli odbiorca „nie kupuje” tego, co dostaje) – to czy sztuka może istnieć bez odbiorcy? No i co się dzieje z poczuciem piękna?

PS: Był  cały szereg dużych instytucji kultury jak np. Museum of Modern Art w Nowym Jorku, które zaczęły wyrastać po wojnie jako miejsca, w których się eksperymentuje, pokazuje się coś, jako dzieło sztuki i wystawia się na ogląd publiczny i czeka się na feedback – krytyków i publiczności. Jeśli coś zostaje pokazane w instytucjach kultury jako dzieło sztuki, to jest to uznawane za dzieło sztuki. Wszystko jest kwestią  pewnej umowy społecznej między specjalistami –krytykami sztuki, kuratorami, teoretykami sztuki i społeczeństwem. I  w różnych momentach historii, na różnych odcinkach czasu albo na różnych szerokościach geograficznych, dziełem sztuki może być zupełnie coś innego.  Na przykład dzisiaj w zachodniej sztuce współczesnej wcale nie chodzi o estetykę, nie chodzi o to, żeby coś było po prostu ładne. Chodzi o to, żeby wywołać emocje, poruszyć, wywołać jakąś reakcję. Sięgnijmy choćby do początku XX wieku, kiedy Marcel Duchamp wykorzystał  pisuar do stworzenia swojej Fontanny(pisuar był po prostu przedmiotem gotowym, produkowanym seryjnie w fabryce, który został decyzją artysty wyniesiony do rangi dzieła sztuki). Można uznać, że tym gestem artysta zanegował piękno, jako nadrzędną wartość w sztuce. Ono nie jest dzisiaj jedynym wyznacznikiem tego, co jest istotne w sztuce, choć niektórzy artyści flirtują z nim ciągle, i faktycznie czasami bywa pięknie…

PL: Według mnie artysta i jego dzieła nie zawsze potrzebują odbiorcy. Jeśli ktoś, kto tworzy, czuje się artystą, to wytwór jego pracy twórczej będzie dziełem sztuki, choćby tylko dla niego. Okazuje się, że akademie sztuk pięknych na zachodzie Europy od dawna nie kształcą rzemieślników. Tamtejsi absolwenci często nie potrafią nic narysować z natury, a przecież robią sztukę. Podejście do rozumienia sztuki bardzo się zmieniło.

Bycie odbiorcą

HK: Zakładając jednak, że publiczność może przydać się artyście  – czego twórca sztuki współczesnej może dzisiaj oczekiwać od odbiorcy? Czy artyści stawiają odbiorcom jakieś wymagania?

PS: Tego nie wiem, bo każdy artysta jest inny. Jeden będzie oczekiwać niewinności widza, a drugi  intelektualnego przygotowania, a ktoś inny znowu tylko oddania się emocjom. Ale z perspektywy osoby, która zajmuje się wystawiennictwem – mogę powiedzieć, że idąc w nowe miejsce, oglądając nowe wystawy – próbuję czytać różne materiały wcześniej, posługiwać się dostępnymi informacjami (opisami, folderami), poznać twórczość danego artysty. Zachowuję się analogicznie jak turysta przed wyruszeniem w podróż – kupuję przewodnik, czytam, szukam dodatkowych informacji w Internecie. To pomaga potem lepiej widzieć, dostrzegać to, na co się patrzy. Wybierając się do galerii sztuki współczesnej też warto się przygotować.

PL: Nie wiem jak inni artyści, ale ja nie mam żadnych oczekiwań od odbiorcy. Fajnie, jeśli zechce się bardziej zainteresować tym, co robię, ale nie szukam u odbiorcy akceptacji. Moje podejście do tworzenia to raczej eksperyment, sprawdzanie różnych możliwości, trochę zabawa (obrazem i dźwiękiem), trochę operacja na żywym organizmie. Zwykle mam nadzieję, że pacjent jednak przeżyje (śmiech).

Rozmawiają Hanna Krzyżosiak, Paweł Lisek, fot. Agnieszka Czeleń (źródło: dzięki uprzejmości autorki tekstu)
Rozmawiają Hanna Krzyżosiak, Paweł Lisek, fot. Agnieszka Czeleń (źródło: dzięki uprzejmości autorki tekstu)

Poznawanie przez rozpoznanie

HK: W takim razie gdzie szukać informacji, aby się przygotować do spotkania ze sztuką? Co można uznać za wiarygodne źródło informacji o sztuce współczesnej w naszym kraju i nie tylko?

PS: Myślę, że czymś w rodzaju drogowskazów mogą być konkursy np. dla młodych twórców –wrocławski konkurs Gepperta, Bielska Jesień albo Spojrzenia w warszawskiej Zachęcie. To zawsze bieżący przegląd tego, co się aktualnie w sztuce dzieje i na co warto zwrócić uwagę, bo konkursy ostatecznie pokazują pewne trendy w sztuce. Ale też zwykle wzbudzają kontrowersje, bo zawsze ktoś decyduje o tym, kto zostanie zaproszony do pokazania swojego dzieła, ktoś to dzieło potem oceni, ktoś przyzna nagrodę – o wszystkim decydują ludzie. Ale wokół takiego konkursu zbierają się jednak specjaliści – artyści, krytycy, kuratorzy – ludzie sztuki. Wsłuchując się w te dyskusje albo choćby oglądając wyróżnione prace mamy szansę oswoić się z tą sferą i poznać aktualnie poruszane tematy. Podobną rolę może pełnić przegląd dyplomów studentów ASP – w Gdańsku zbiera się co roku najlepszych dyplomantów z całej Polski. Dostrzeżenie takiego artysty na konkursie sprawia, że łatwiej zaistnieć temu twórcy szerzej – nawet poza Polską. Mamy przykład – po konkursie Gepperta – nagradzani  twórcy są zapraszani do innych konkursów, przeglądów i wystaw,  m. in.  do jednej z prywatnych galerii w Wiedniu. Widać, że dzięki udziałowi w takich pokazach, młodym artystom udaje się zaistnieć gdzieś dalej.

HK: A czym się kierować wybierając wystawy – szukać zbiorowych czy indywidualnych, w Polsce czy za granicą? Co może pani coś doradzić, jako kurator organizowanych przez siebie wydarzeń?

PS: Wystawy zbiorowe, realizowane według kuratorskiej idei zwykle mówią o czymś konkretnym, pokazują prace skupione wokół  danego problemu. W takim przypadku kurator zwykle ma większy wpływ na to, co chce przekazać, bo zwykle zaprasza artystów, tworzących dzieła odpowiadające na postawiony problem. Przy wystawach indywidualnych główną rolę gra twórca. Jeśli ma silną osobowość i konkretną wizję wystawy, to kuratorowi jest trudniej, musi się czasem nagimnastykować, aby przekonać autora prac do poszukania nowych sensów czy eksperymentowania z ich ekspozycją. Dla przekazu wystawy nie ma znaczenia czy autor jest jeden czy jest ich wielu. Szukając wystawy trzeba się dowiedzieć czy jej temat jest dla nas interesujący. Wybierać według własnych preferencji taką, która wydaje się ciekawa, kierować się swoimi potrzebami. Albo po prostu pozwolić się zaskoczyć. Jeśli mamy czas i chęć, to można śledzić to, co dzieje się w Polsce i na świecie. Najważniejsze przeglądy sztuki to Biennale w Wenecji (w tym roku było dużo rozliczeń z kolonializmem, ale i sporo tematów dotyczących ekologii), czy Dokumenta w Kassel, które odbywają się co pięć lat i są znakomitym przeglądem sztuki na świecie – to taki przegląd, który najlepiej diagnozuje trendy w sztuce współczesnej (oczywiście diagnozowanie tych trendów odbywa się z perspektywy czasu, najlepiej je widać po upływie dekady czy dwóch).

Sztuka współczesna dla początkujących

HK: To jeszcze na koniec pytanie o książki – po jakie lektury warto sięgnąć, aby z jednej strony nadrobić braki w edukacji z zakresu współczesnej historii sztuki, a z drugiej zacząć korzystać z bieżącej oferty galerii?

PS: Polecam czytanie książek Piotra Piotrowskiego, Anny Markowskiej, ale i – tak zupełnie na początek – przeglądanie albumów o sztuce –  od tych wydawanych przez Taschena (np. dwutomową Art of the 20th Century),  po serię Sztuka świata (tom 10), czy kolejne wydania Art Now.

PL: W związku z tym, że na co dzień zajmuję się sztuką cyfrową poleciłbym: Wybór tekstów Marshalla McLuhana, Język nowych mediów Leva Manovicha i Sztukę interaktywną. Od dzieła – instrumentu do interaktywnego spektaklu Ryszarda W. Kluszczyńskiego.

HK: Przydałoby się jeszcze coś na zachętę, żebyśmy chcieli poznawać sztukę współczesną..?

PS: Sztuka współczesna mówi o tym co dla nas ważne, co groźne i fascynujące we współczesnym świecie. Patrząc na nią widzimy siebie, to jakimi jesteśmy ludźmi i w jakim otoczeniu żyjemy. Dzięki niej możemy się zatrzymać, pomyśleć, na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości  i spojrzeć na wszystko z szerszej perspektywy. To daje nie tylko literatura czy kino, ale i teatr i muzyka i sztuki plastyczne, zatem do kalendarza weekendowych wyjść warto  wpisać na stałe wizyty w muzeum i galerii, koniecznie!

PL: Sztuka współczesna nie jest propozycją dla każdego. Tu jednak jest potrzebny pewien wysiłek intelektualny i pewna wrażliwość. Ale zachęcać warto!

HK: A ja zachęcam jeszcze do sięgnięcia po wydawniczą „świeżynkę” – książkę Patrycji Sikory pt. Krytyka instytucjonalna w latach 2000-2010, która jest pierwszą pozycją w Polsce poświęconą temu tematowi!