Drezno oswajałam powoli, to nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Jednak przy bliższym poznaniu sporo zyskało w moich oczach, warto było dać szansę tej przyjaźni. Dzisiaj wiem o tym mieście trochę więcej, choć na pewno ma ono jeszcze sporo tajemnic, które warte są odkrycia.
Miasto opisywane jako perła baroku (to prawda!) albo Florencja Północy (tego nie rozumiem, choć tak o Dreźnie mówił Goethe). Miasto doskonale pamiętające o swojej historii (szczególnie o traumatycznym bombardowaniu z końca wojny), ale też śmiało patrzące w przyszłość (inwestujące w rozwój światowej klasy instytutów naukowych). Miejsce, gdzie żyje około pół miliona ludzi, a średnia wieku wynosi 43 lata! To prawdziwy raj dla młodych, uczy się tu ok. 40 tysięcy studentów! Miejsce, które co roku odwiedza około 10 milionów turystów (podobnie jak Kraków!). Najbardziej zielona z niemieckich aglomeracji (ponad 60% powierzchni to tereny zielone!), czwarta pod względem powierzchni (po Berlinie, Hamburgu i Kolonii). To prężny ośrodek akademicki i wiodące centrum badawcze Wschodnich Niemiec. To serce Saksonii.
Na przestrzeni dziejów, z Dreznem, na dłużej lub krócej, związanych było wielu ludzi o znanych nazwiskach – np. Wilhelm Bach (najstarszy syn Jana Sebastiana Bacha, był organistą w kościele św. Zofii), Casanova (mieszkał tu jego brat, który był malarzem i dyrektorem Akademii Sztuki), Canaletto (nadworny malarz Drezna i Warszawy), Adam Mickiewicz (tu stworzył III część Dziadów), Ignacy Kraszewski (stąd organizował pomoc dla powstańców styczniowych szukających schronienia za granicą), Karol May (corocznie w maju ma tu swój festiwal), Richard Wagner (głównie tu wystawiał premiery swoich dzieł), Gottfried Semper (zaprojektował gmach Opery i starą synagogę), Kurt Vonegut (napisał „Rzeźnię numer pięć”), czy Władimir Putin (mieszkał tu jako agent KGB), albo dynastia Wettinów, która dała Polsce dwóch królów (np. August II Mocny dla polskiej korony przeszedł na katolicyzm).
KLASYCZNIE
Drezno to miasto ciekawe i niebanalne, które sporo skrywa pod powszechnie znanym wizerunkiem. Ma do zaoferowania więcej niż barkowe perełki, które stanowią żelazny repertuar (szczególnie jeśli preferujecie kanon z przewodników, macie czas albo po prostu tak lubicie). Wtedy trzeba na dłużej zatrzymać się w Altstadt (jeden dzień to absolutne minimum!) i odwiedzić Zwinger z Galerią Dawnych Mistrzów (głównym arcydziełem jest Madonna Sykstyńska Rafaela, ale są też obrazy m.in. van Dycka, Rubensa, Rembrandta oraz Vermeera), Salon Matematyczno-Fizyczny (ze starymi przyrządami naukowymi np. pierwszym urządzeniem do mierzenia odległości jazdy powozów) i Muzeum Porcelany (drugie pod względem takich zbiorów na świecie) oraz Zamek Królewski (z wartym polecenia Skarbcem) z charakterystyczną szklaną kopułą, Katedrę katolicką, a kiedyś Kościół Dworski, a także luterański kościół Najświętszej Maryi Panny (który przetrwał bombardowania, ale na skutek wysokich temperatur budynek runął w niecałą dobę później, grzebiąc pod gruzami również resztki nadziei i dumy drezdedeńczyków; odbudowano go dopiero po zjednoczeniu Niemiec, przez lata był symbolem bezsensu wojny; dzisiaj można wejść do środka oraz na wieżę). W tej części miasta warte uwagi są jeszcze Albertinum z Galerią Nowych Mistrzów i Galerią Rzeźby oraz początek promenady spacerowej zwanej „Balkonami Europy” tzw. Tarasami Bruhla (można tu po prostu przystanąć lub usiąść, aby obserwować odpływające z nabrzeża zabytkowe parowce). Poniżej, dosłownie pod stopami, znajduje się Muzeum Twierdzy, pozostałości po renesansowej zabudowie, z zachowanymi murami miejskimi i fortyfikacjami.
ALTERNATYWNIE
Mniej znane oblicze Drezna (przynajmniej dla turystów) znajduje się po drugiej stronie Łaby. Wystarczy przejść mostem Augusta, minąć nieco kiczowaty, charakterystyczny pomnik złotego jeźdźca, przejść promenadą, przy której rozlokowane są miejskie teatry, restauracje czy Hala Targowa, aby dotrzeć do „sypialni” tutejszej bohemy i studentów, którzy upodobali sobie Neustadt, coś na kształt choćby wrocławskiego Śródmieścia. Tutaj życie toczy się na okrągło, gwar niesie się długo w noc; niczym szczególnym są uliczne przyśpiewki o północy lub solo na trąbce przed świtem (wiem o czym mówię, wierzcie mi, wysłuchałam niejednego takiego nocnego występu). W tej dzielnicy osiedlają się ludzie, którzy preferują luz, nie znoszą ograniczeń, jak powietrza potrzebują nocnego życia i wiążących się z tym przyjemności.
To tu jest największe zagęszczenie knajp, kubów, restauracji, barów, kawiarni, winiarni, piwiarni i jadłodajni z menu z całego świata (od kuchni włoskiej, przez wszystkie smaki Azji, po kuchnię molekularną!). Tu na pewno można się zabawić! Niekoniecznie wyspać. Jednak koloryt tego miejsca warto poznać (nie musicie tu nocować), przejść się zaułkami (zajrzeć do Pasażu Sztuki, gdzie w deszczowy dzień można posłuchać gry niezwykłych rynien! albo znaleźć ukojenie w ogródku japońskim nieopodal), odwiedzić osobliwe czasami butiki i pracownie rękodzieła, albo po prostu przysiąść gdzieś z ulubionym trunkiem i poprzyglądać się życiu tubylców. Tak lubię najbardziej.
I choć niekoniecznie śledzę ich znad kawiarnianego stolika, to chętnie obserwuję podczas spacerów. Mam wtedy wrażenie, że dresdeńczycy jednak żyją trochę wolniej od nas, że jest w nich mniej napinki, mniej zadęcia, mają więcej luzu i dystansu do siebie. Tutaj inność nikogo nie dziwi, tu naprawdę trudno zwrócić na siebie uwagę wyglądem (bo jak tu konkurować z panią w okienku pocztowym, która ma na oko pięćdziesiątkę i zielone włosy oraz tunel w uchu! a to całkiem codzienna sytuacja).
Tutejsze Nowe Miasto nazwę swą zawdzięcza pożarowi z początku XVII w, który doszczętnie strawił domy po tej stronie Łaby. Wtedy rozpoczęła się mozolna odbudowa, którą zakończył August Il, mniej więcej wtedy dotychczasowe stare miasto zmieniło się w Neustadt. I to jeden z paradoksów Drezna – bo Nowe Miasto (Neustadt) jest stare (z zachowaną dawną zabudową miejską) a Stare Miasto (Altstadt) jest nowe (w zasadzie całe centrum wymagało odtworzenia, bo starówka została doszczętnie zniszczona w ciągu bombardowań dywanowych u kresu wojny).
IMPROWIZACJE
Dwie główne dzielnice Drezna nie wyczerpują listy miejsc godnych uwagi. Jednym z nich jest Y-enidze, budynek którego wygląd przyciąga wzrok i budzi zdumienie wśród przyjezdnych, którzy wcześniej tu nie byli. Bowiem w środku miasta, tuż nad Łabą, nad okolicą góruje meczet z barwnymi minaretami. Nie jest to jednak muzułmańska świątynia (nigdy jej tu nie było). Ta perełka architektury to efekt niezwykłej fantazji fundatora budynku, który właśnie taki kształt nadał zbudowanej przed wojną fabryce papierosów (nazwa budynku nawiązuje do nazwy regionu w Turcji skąd sprowadzano tytoń, a inspiracje fabrykanta rodem z baśni tysiąca i jednej nocy wzięły się podobno z jego fascynacji Orientem). Dzisiaj mieszczą się tu biura, w piwnicach dyskoteka, a na samej górze restauracja z tarasem widokowym na starówkę.
Inną opcją popatrzenia na Drezno z góry (oprócz tarasu Y-enidze czy wież kościelnych) jest kolejka linowa, która jest najstarszą koleją podwieszaną na świecie (!), w dodatku ciągle działającą w ramach zwykłego transportu publicznego. Schwebebahn Dresden łączy dwie dzielnice – Loschwitz i Oberloschwitz, właśnie na górnej stacji urządzono taras widokowy skąd można popatrzeć na dolinę Łaby.
Mówiąc o rzece warto wiedzieć, że wzdłuż niej ciągną się świetnie utrzymane szlaki rowerowe, ścieżki do spacerów, biegania czy jazdy na rolkach, a nawet do przejażdżek konnych! Tutaj ludzie naprawdę są aktywni. Zamiast rozmawiać o zdrowym trybie życia, oni po prostu robią swoje. Bardzo dużo czasu wolnego drezdeńczycy spędzają na dworze. Widać ich a parkach, na skwerach, na błoniach po obu stronach rzeki. Tutaj piknikowanie w gronie znajomych i rodziny jest normą. I wierzcie mi, że zła pogoda nie jest dla nich wymówką (nie raz byłam świadkiem spotkań wczesną wiosną w parku przy Alaunstrasse, gdzie na trawnikach siedziały rodziny z małymi dziećmi, a wokół nie zdążył jeszcze stopnieć śnieg). To jest jedna z tych rzeczy, która bardzo mi się tutaj podoba. Ludzie wychodzą z domów, żeby pobyć na zewnątrz i cieszyć się wspólnym towarzystwem. Tutaj nie znajdziesz tabliczek pt. „nie deptać trawnika”! Nawet jeśli zapuścisz się do barokowego Grossen Garten!
A stąd już całkiem blisko do zoo, ogrodu botanicznego albo do fabryki WV, która można (i warto) zwiedzić! Podczas oprowadzania widać z góry halę fabryczną, gdzie powstają montowane na zamówienie najdroższe modele marki (kiedyś montowano tu również Bentleye). Ta manufaktura stoi w zasadzie w centrum miasta, w dodatku na obrzeżach barokowego parku, zastanawiałam się na początku jak oni dowożą (i wywożą) potrzebne rzeczy do takiej fabryki. Przecież tiry w centrum to bardzo słaby pomysł… Okazało się, że mieli całkiem sprytną i prostą koncepcję! Do transportu wykorzystano infrastrukturę trakcji tramwajowej. Jeśli zobaczycie w Dreźnie sunący po szynach tramwaj towarowy (wiozący kontenery), to nie ma się czemu dziwić. Takie miasto 😉 Na terenie WV w 2002 roku, po wielkiej powodzi, w której miasto ucierpiało równie dotkliwie jak Wrocław w 1997 roku, to właśnie w holu pod szklaną kopułą odbyła się premiera opery „Carmen”, która ze względów oczywistych nie mogła odbyć się w gmachu Semper.
Podczas powodzi w 2002 roku mieszkańcy przypomnieli sobie, że Łaba, która scala to miasto, bywa również groźna. Zdarza się, że dzieli, choć po obu stronach rzeki, w odległości niedługiego spaceru od siebie, znajdują się liczne mosty. W czasie bombardowań zachował się tylko jeden, zabytkowy Blaue Wunder, a najbliższy mu w stronę centrum nowy most Waldschlößchenbrücke, stał się natomiast powodem skreślenia Drezna z listy Światowego Dziedzictwa UNESCO (podobno zaburzyło barokową panoramę starówki). Wydaje mi się, że taki osąd to gruba przesada, a miasto musi mieć możliwość rozwijania się i dopasowywania do współczesnych potrzeb mieszkańców. Na szczęście tutaj włodarze kierują się rozsądkiem.
Co by tu jeszcze dodać..? Zostało i dużo, i mało. Można zajść do Mleczarni na Bautzner Straße, uznanej za najpiękniejszą na świecie, która z tego powodu znalazła się w Księdze Rekordów Guinessa; w jednej z jej sal kiedyś stała mleczna fontanna, teraz można kupić niezwykłe sery i przyglądać się ścianom (podłodze i sufitowi też) wyłożonym misternie zdobionymi kaflami (uważnie przyglądać, bo w środku nie można robić zdjęć, niestety). Tuż obok, w małych butikach, można kupić współczesną porcelanę z Miśni, jeśli nie macie czasu, aby się tam wybrać.
Drezno, a raczej Sakosonia to również szlak winny, bo tarasowe zbocza Łaby sprzyjają uprawie winorośli. Można stąd udać się na rowerowe wycieczki – albo szlakiem starych winnic (a historia niektórych sięga średniowiecza) np. Miśnia-Drezno-Pirna, albo wybrać którąś z innych okolicznych atrakcji – pałac Pillnitz lub Szwajcarię Saksońską z romantycznym, kamiennym mostem donikąd! Można też w te same miejsca dotrzeć jednym z zabytkowych parostatków, odpływających z nabrzeża starówki (to podobno najstarsze takie jednostki na świecie i w dodatku ciągle są dostępne dla turystów!).
Uff, chyba się tu zatrzymam, sami widzicie, że możliwości jest sporo! A ja na pewno nie wyczerpałam tematu. Myślę jednak, że na początek wystarczy. Do zobaczenia… w Dreźnie?