To był wieczór pełen magii; przepełniony pozytywną energią, która unosiła się nad sceną i publicznością; wymiany potencjałów pomiędzy artystami a widownią! Dawno już nie byłam na koncercie, który był taki prawdziwy i tak porywający; tym bardziej że był to występ klubowy, raczej kameralny.
Zwykle takie imprezy nie są doskonałe – artyści ciut za mocno rozluźnieni a przygotowanie techniczne pozostawia wiele do życzenia. Już bałam się, że tak będzie i wczoraj – bo niespodziewanie na scenie, jako saport zaserwowano przybyłym występ nieznanej (przynajmniej dla mnie) miejscowej formacji, która na pewno się starała, na pewno ma potencjał, ale… ale gdyby jałowa przystawka miała promować kilkudaniowy obiad z deserem, to raczej zrezygnowałabym z posiłku w tej knajpie! Dobrze jednak że tego nie zrobiłam:-)
Chwilę po 21, a więc z pewnym poślizgiem (koncert zapowiadano na 20.) na scenie pojawiło się sześciu muzyków – trzech gitarzystów, dwóch perkusistów i jeden wielozadaniowiec (od trąbki, fletu i klawiszy). I zaczęli. Po pierwszych akordach na scenie pojawiła się szczupła dziewczyna o egzotycznej urodzie i długich czarnych włosach z grzywką; ubrana zwyczajnie – w czarne obcisłe dżinsy i ciemną koszulę w czerwone róże; jej nadgarstki zdobiły szerokie bransolety, a palce pierścionki. Ale jej ruchy na scenie, sposób poruszania się, że o śpiewaniu nie wspomnę – urzekały. I myślę, że w ten listopadowy wieczór w Starym Klasztorze nie tylko mnie uwiodła Hindi. Zresztą nie tylko ona, bo cały jej zespół stanowił na scenie jedność. Oni mieli w sobie niesamowitą uważność – byli obecni w chwili, w której występowali! Każdy, kto słuchał w tym momencie ich muzyki wiedział, że oni doskonale się ze sobą czują i doskonale się bawią; z nich biła autentyczna radość! Podobało mi się, że każdy z zespołu miał możliwość zaprezentowania swoich talentów – każdy mógł pokazać się w jakiejś solówce, a wtedy reszta naprawdę była zasłuchana i skupiona. Dawno już nie widziałam występu, podczas którego muzycy byliby prawdziwym zespołem, takim który się wspiera, zwraca uwagę na to co się dzieje wokół, reaguje na bieżące potrzeby koncertu, wsłuchuje w emocje.
A emocji było wczoraj mnóstwo. W zasadzie po każdej piosence, od pierwszego utworu, rozlegały się brawa. Przy wielu utworach publiczność klaskaniem wybijała rytm, najpierw zachęcana przez Hindi, potem już spontanicznie włączała się w serwowany repertuar. I z każdą piosenką koncert się rozkręcał, tych interakcji było coraz więcej i one po prostu działy się, czuło się, że publiczność stymuluje zespół i na odwrót – sala gotycka w Starym Klasztorze była pełna energii! Czego świadectwem są bisy, które starczyłyby na co najmniej pół kolejnego koncertu! Dzięki tej atmosferze usłyszeliśmy wczoraj znacznie więcej niż to było planowane, bo poza utworami z promowanej podczas tej trasy płyty Homland (zespół dzień wcześniej grał koncert w Pradze a dzisiaj już w Berlinie) zagrali sporo z poprzedniej Handmade. Była też solówka Hindi z gitarą w balladzie. No i jeszcze sponton publiki, która podczas przedstawiania muzyków przez artystkę (już na zakończenie głównej części), jednemu z nich, gitarzyście odśpiewała „Sto lat” po informacji, że właśnie obchodzi urodziny!
Myślę, że zespół Hindi stanął na wysokości zadania, okazał się mega profesjonalny i otwarty, a ich muzyka porywająca. Ale też dokładnie taki okazał się wczoraj Wrocław! Chcę wierzyć, że właśnie takich ludzi jest w naszym mieście więcej – otwartych, tolerancyjnych, ciekawych świata i innych ludzi. I że na tle różnych incydentów, które się ostatnio zdarzają, takie imprezy jak wczorajsza będą budować trwalsze relacje i otwierać na kontakty z nowym. Śpiewająca po angielsku Marokanka, mieszkająca w Paryżu, pokazała wczoraj, że muzyka łączy i stymuluje, że przerzuca mosty między kulturami! Cieszę się, że mogłam być na tym koncercie, choć wiele wskazywało, że to się nie uda. Okazuje się jednak, że nawet dzień, który zaczyna się kiepsko, może skończyć się mega niespodzianką i dodać energii wieczorem! Jeśli ciągle nie znasz Hindi, koniecznie musisz to zmienić! Uwierz mi, że warto 🙂