Pięciolinki, Słowa

Lista książek mile widzianych

Fot. Pexels papierowe wydania nie dadzą zastąpić się wersjom elektronicznym

Zbliżają się Święta, kończy się rok, wszędzie natykam się na listy prezentów albo na podsumowania. Dlatego pomyślałam sobie, że doskonale wpasuje się w to szaleństwo mój osobisty spis – na początek – książek! Książek, których jeszcze nie przeczytałam (powiem więcej – dotąd nie kupiłam), a sądzę, że powinnam! To bardzo subiektywne zestawienie tytułów, po które zamierzam niedługo sięgnąć – Mikołaju nie krępuj się, dostajesz te informacje na tacy!

Literatura faktu, która pomaga zrozumieć świat

Tegoroczna nagroda Nobla dla Swietłany Aleksiejewicz pokazała, że reportaż jest ważny. Sztuka opisywania rzeczywistości bez fikcji, ale przy wykorzystaniu narracji literackiej sprawia, że poznajemy stwarzany przez autorów świat oczami prawdziwych ludzi. Dzięki relacji naocznych świadków oglądamy odległe zakątki globu, zaglądamy do cudzych domów, podsłuchujemy rozmowy nieznajomych, zaczynamy patrzeć ich oczami, odczuwać z nimi. Tak właśnie pisze laureatka Nobla 2015 z literatury.

Dotąd jednak nie miałam okazji przeczytać jej pierwszej książki – „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety”. To historie kobiet, które walczyły w II Wojnie Światowej na równi z mężczyznami. Zaintrygował mnie przeczytany gdzieś komentarz autorki, że te kobiety opowiadały jej o swoich miłościach, o codziennym życiu, ale nie o śmierci; jakby to wszystko, czego doświadczyły, wyparły, nie chciały pamiętać. To świadectwo osób, które zetknęły się z czystym złem oko w oko i które musiały nauczyć się żyć w powojennej rzeczywistości bez mężczyzn. Tak, to lektura obowiązkowa jeszcze w tym roku!

Kolejną jest „Ziarno i krew. Podróż śladami bliskowschodnich chrześcijan” Dariusza Rosiaka. Autor jest dziennikarzem, znam go (a raczej jego głos przez radio) i bardzo cenię za przygotowywane co sobotę audycje pn. „Raport o stanie świata”. Lubię, słuchając, dowiadywać się więcej o otaczającym nas świecie, dopuszczam do siebie myśl, że nie jesteśmy pępkiem świata w Europie (choć bardzo wielu z nas sądzi inaczej). Dariusz Rosiak do swoich audycji zwykle zaprasza rozmówców osadzonych w realiach poruszanych tematów – dyskutanci są zarówno ekspertami, jak i zwykłymi ludźmi uwikłanymi w skomplikowaną często sytuację geopolityczną. Bardzo często podejmowane wątki dotyczą spraw bliskowschodnich, tym bardziej, że coraz dotkliwiej oddziałują one również na nas; nie możemy udawać, że temat uchodźców nas nie dotyczy. Dlatego chcę poznać historie ludzi opisywanych w książce „Ziarno i krew”, spróbować zrozumieć, co się wokół nas dzieje, przez pryzmat tamtejszych chrześcijan. To bardzo aktualny temat –  okazuje się, że świat wciąż jest bardziej skomplikowany niż nam się jeszcze parę lat temu wydawało. Mam nadzieję, że podobnie jak w radiowych audycjach, ta książka wolna będzie od uproszczeń i uogólnień. Nie mogę się doczekać tego spotkania!

Kolejna wizyta, którą planuję to w sumie wiele wizyt w jednej – „Perspektywa mrówki” Agnieszki Wójcińskiej, czyli rozmowy z reportażystami:  Swietłaną Aleksijewicz, Markiem Dannerem, Jeanem Hatzfeldem, Chloe Hooper, Kjetilem Stensvikiem Østli, Martinem Pollackiem, Yoani Sánchez, Drauzio Varellą, Edem Vulliamy, Günterem Wallraffem, Liao Yiwu i Maciejem Zarembą Bielawskim. Myślę, że ci dziennikarze i pisarze w jednym muszą mieć wiele ciekawych spostrzeżeń, osobistych doświadczeń, cennych przemyśleń – o pisaniu, o organizowaniu swojej pracy, wyborze tematów, zdobywaniu zaufania rozmówców itp. Mam nadzieję, że inicjatorka tych rozmów zadała swoim gościom wiele pytań, które ja sama chętnie bym postawiła. Chcę sprawdzić czy tak faktycznie jest i co o pracy reportażysty mówią ludzie o ugruntowanej pozycji i znanych nazwiskach. Dam znać czy warto bukować swój czas na te rozmowy!

Fot. Pexels papierowe wydania nie dadzą zastąpić się wersjom elektronicznym
Fot. Pexels papierowe wydania nie dadzą zastąpić się wersjom elektronicznym

Opowieści z walorem poznawczym

Bardzo spodobała mi się inicjatywa Pawła Goźlińskiego, redaktora naczelnego pisma literackiego „Książki. Magazyn do czytania.” i Jerzego Wójcika, zastępcy redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”, aby odczarować polskie strachy przed innością, przed obcymi, przed uchodźcami; aby zacząć konfrontować się z lękami przed nieznanym i wydać książkę, która o tych problemach opowie. Tak powstał zbiór opowiadań, esejów i reportaży pt. „NieObcy”, do którego teksty, nieodpłatnie, przekazali m.in. Olga Tokarczuk, Joanna Bator, Paweł Huelle, Ignacy Karpowicz, Hanna Kral, Paweł Smoleński czy Andrzej Stasiuk (i wielu innych, w sumie 21 autorów). Wszyscy, którzy byli zaangażowani w stworzenie tego zbioru – pracowali charytatywnie, a cały dochód ze sprzedaży zostanie przekazany Polskiej Akcji Humanitarnej. To taka książka „dwa w jednym” – dobra literatura (tego się spodziewam) i dobry uczynek (zamierzam popełnić).

W kręgu książek, których jestem ciekawa jest też „1945 Wojna i pokój” Magdaleny Grzebałkowskiej. To książka, którą zainteresowała mnie przyjaciółka. Opowiadała mi o niej z dużym przekonaniem, bardzo interesująco. I choć po kontakcie z tytułem „Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego” tej autorki nie bardzo ciągnęło mnie do jej ostatniego dzieła, to rzeczowa recenzja kogoś, kogo znam i cenię, sprawiła, że chcę sprawdzić co kryje się w tym tomie, czy reporterskie relacje faktycznie pozwalają  poznać historię przez pryzmat pojedynczego człowieka i uświadamiają, jak niewiele wiemy o czasie końca wojny, który z naszej perspektywy (pokolenia nie mającego – na szczęście – pojęcia czym jest wojna) powinien być czasem ogólnej szczęśliwości, spokoju i wytchnienia, a jednak bardzo długo był czasem niepewności, obaw i strachu przed nieznanym. Przewijający się w opowieściach świadków temat przesiedleń pokazuje dramat zwykłych ludzi , a to jak sądzę może nam pomóc zrozumieć dramat jednostki w zderzeniu z polityką i historią. Pewnie każdy powinien dowiedzieć się czegoś na ten temat, aby wyciągnąć własne wnioski. Ale to również pozycja wymagająca uważności, taka która zmusza do wysiłku intelektualnego i wykrojenia czasu tylko na lekturę. Dlatego zamierzam zrobić sobie czytelnicze wakacje – co prawda wyjazd na bezludną wyspę tym razem się nie uda, ale wycieczka w polskie góry jest w zasięgu!

Kolejną cegłą w tym zestawie jest „Van Gogh. Życie i twórczość.” autorstwa Stevena Naifeha i Gregorego White’a Smitha. Bardzo lubię Van Gogha, dlatego chętnie porównam najnowsze spojrzenie na życie i twórczość tego genialnego malarza z dotychczasowymi opracowaniami (choćby „Pasją życia” Irvinga Stone’a). Van Gogh budzi moją sympatię, bo zawsze był pełen pasji, poświęcił się jej, podporządkował. I choć otoczenie traktowało go jak niegroźnego wariata, on robił swoje pomimo braku zrozumienia i uznania. To przykład niezwykłej determinacji i robienia swojego po swojemu niezależnie od środowiska i cudzych opinii. A że efekty tej pracy zaczęły rodzić owoce dopiero po śmierci artysty? Cóż, co prawda nie potrafimy przepowiadać przyszłości, ale tu i teraz możemy spróbować bardziej wierzyć w siebie i sobie. I właśnie w tym zamierzam się utwierdzić czytając tę pozycję – dobry start w nowy rok!

Lektury czytane z ciekawością

Po „Rękopis znaleziony w Saragossie”, wydany parę tygodni temu w nowym przekładzie Anny Wasilewskiej, inny niż znana dotąd wszystkim wersja Edmunda Chojeckiego z połowy XIX w., sięgnę przede wszystkim ze względu na autora – hrabiego Jana Potockiego, kawalera zakonu maltańskiego, uczonego, podróżnika, publicystę, pisarza, erudytę i wolnomyśliciela, a w końcu samobójcę. Autor był ciekawy świata, miał bogatą osobowość i nieograniczoną potrzebę wolności osobistej (w końcu przyznawał sobie prawo wyboru w kwestii śmierci). Niewątpliwie wyprzedzał swoją epokę, a jego „Rękopis..” w dużej mierze odzwierciedla jego sposób widzenia świata. Cieszę się, że będę mogła poznać ten tekst w uwspółcześnionym tłumaczeniu, a poza tym w wersji autora (bo podobno Chojecki sam spreparował wersję powieści kompilując ją z dwóch wariantów pozostawionych przez Potockiego i dopisując wręcz własne fragmenty).

Następna w kolejce jest Eleanor Catton, którą znam już z „Wszystko co lśni”. Chciałam przeczytać tę książkę, aby sprawdzić jakie powieści nagradzane są Bookerem. Przeczytałam, ale nie zaiskrzyło. Czy uda się przy drugim podejściu? Niedawno ukazała się pierwsza powieść tej autorki pt. „Próba”. Zaintrygowała mnie recenzja Michała Nogasia, że to opowieść o sztuce w sztuce, gdzie realne życie przeplata się z fikcją. Fabuła opiera się na skandalu obyczajowym – nauczyciel szkoły muzycznej ma kontakty seksualne z nieletnią uczennicą. W sąsiadującej szkole teatralnej uczniowie postanawiają wystawić sztukę o lokalnym zgorszeniu. I tak sztuka zaczyna żyć cudzym życiem. Zainteresowani?

No i coś jeszcze, na deser– „Idź, postaw wartownika” Harper Lee. Dlaczego? Bo „Zabić drozda” to już klasyka, a nowa (choć wcześniejsza) powieść autorki po prostu budzi moją ciekawość. W końcu to niejako kontynuacja losów znanych już bohaterów. Ameryka, lata trzydzieste, uprzedzenia rasowe i proces w sprawie gwałtu, oskarżonym jest czarnoskóry chłopak, pokrzywdzoną biała dziewczyna. I to samo miasteczko w Alabamie dwadzieścia lat później, do którego wraca jedna z bohaterek. Ale ten powrót to nie optymistyczny ciąg dalszy, raczej obraz rozczarowań i nieuchronności zderzenia się w końcu z prawdą (choć i ta ma różne twarze). I to słynne już zdanie cytowane przez wydawcę: „Wyspą każdego człowieka, Jean Louise, jego wartownikiem jest sumienie.” Trudno się nie zgodzić…

Jak widzicie plany są ambitne i pewnie na ich realizację będę potrzebować znacznie więcje czasu niż świątecznej przerwy. Bądźmy jednak dobrej myśli – w końcu zbliżający się nowy rok daje nowe możliwości 🙂