Emocje, Pasje, Wyrwane z tekstu

Kolorowe jarmarki

Fot. Pianoforte Agencja Artystyczna
Fot. Pianoforte Agencja Artystyczna

Kiedy na wrocławskim Rynku zaczyna się zamieszanie związane z organizacją świątecznego jarmarku – pojawiają się stragany, robi się ciasno i kolorowo, a w końcu tłoczno i gwarno – to znak, że zbliżają się Święta; to miła odmiana po szarości i nostalgii listopada. 

Fot. Pianoforte Agencja Artystyczna
Fot. Pianoforte Agencja Artystyczna

W ślad za średniowieczną tradycją jarmarki rozpoczynają się wcześniej niż dzisiejszy Adwent (to dlatego, że kiedyś sam Adwent trwał dłużej) i zwykle kończą się przed Bożym Narodzeniem (niektóre przed Nowym Rokiem).

Adwentowe targowisko różności to według mnie świetna okazja, aby wydłużyć krótki dzień i spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu, nasiąkając atmosferą przygotowań i oczekiwania; to również świetny pretekst do spotkań, na które dotąd nie znaleźliśmy czasu, no i – oczywiście – na wyszukanie niebanalnych upominków dla najbliższych.  I jeszcze – na wypicie grzanego wina albo posmakowanie prażonych migdałów pod chmurką! To świetny pomysł na wspólne spędzenie czasu dla dorosłych i dla dzieci.

Mój pierwszy kontakt z tą tradycją zza zachodniej granicy zawdzięczam przyjaciółce, która mieszkając przez jakiś czas w Bawarii, co roku przed Bożym Narodzeniem, przywoziła nam słodkie upominki w postaci świątecznych pierników – delikatnych, aromatycznych i przepięknie opakowanych! Takie wypieki były dostępne wyłącznie w okresie Adwentu! Podobnie, jak tradycyjne saksońskie ciasto Christistollen, które pojawiło się któregoś roku na naszym świątecznym stole za sprawą mojego brata studiującego w Dreźnie.

Berlin, Praga czy Wiedeń?

Mam to szczęście, że atrakcjami adwentowego jarmarku mogę cieszyć się na miejscu – we Wrocławiu, gdzie parę lat temu reaktywowano dawną miejską tradycję, jednak wielu ludzi w całej Europie wyrusza w tym okresie jarmarkowym szlakiem, aby odwiedzić nowe miejsca, poznać nieznane wcześniej smaki i odkryć obce obyczaje.

Najdłuższą tradycję dotyczącą jarmarków świątecznych mają Niemcy (w końcu samo słowo jahrmarkt wywodzi się z ich języka) – to oni najwcześniej zaczęli je organizować, a dzisiaj to właśnie w Niemczach są one najbardziej popularne (Niemcy bardzo chętnie uprawiają coś w rodzaju „turystyki adwentowej” – co roku odwiedzają targi bożonarodzeniowe w różnych miastach, jeżdżąc co weekend gdzie indziej).

Na pewno jest wiele miast z jarmarkami wartymi uwagi, niedaleko nas choćby Berlin, Praga i Wiedeń. Tym razem jednak chcę opowiedzieć o targach – najstarszym oraz mi najbliższym (a w Polsce największym)  – drezdeńskim i wrocławskim.

Najstarszy jarmark świąteczny na świecie

Za najstarszy targ świąteczny na świecie uznaje się jarmark w Dreźnie, gdzie już od XIV odbywały się jednodniowe bazary wigilijne, umożliwiające zaopatrzenie się we wszystko, co potrzebne na czas Świąt. Innym, równie starym jarmarkiem, jest budziszyński, niecałą godzinę drogi od Drezna (a dwie od Wrocławia). Oba miasta spierają się, które ma dłuższą tradycję w organizowaniu świątecznych kiermaszów. Każdy z nich ma własne zwyczaje i sztandarowe produkty – w Budziszynie specjalnością są musztardy (bo rodowód jarmarku to targ mięsny), a w Dreźnie to Stollen, czyli pleciona, drożdżowa bułka, od której nazwę wziął cały targ – Streizelmarkt (po polsku jarmark struclowy).

Od tegoż strucla (Stollena) wywodzi się też  Christistollen, czyli drezdeńskie ciasto świąteczne z bakaliami,, którego średniowieczna nazwa w ludowej gwarze to Streizel, co upamiętniono w nazwie całego jarmarku!

Historia saksońskiego smakołyku jest mocno związana z Adwentem i zwyczajowym  z postem wyznaczonym w tym czasie przez Kościół – nie można było jeść w tym okresie masła, mleka, jaj, nie mówiąc o czymkolwiek słodkim (rodzynkach czy migdałach), dlatego pierwsza wersja Streizel (czy Stollen) była mdła i niezbyt smaczna (raczej bardzo dietetyczna, bo robiona tylko z mąki, wody, drożdży i oleju). Wyobraź sobie, że to podstawa twojej diety przez kilka tygodni! Dlatego elektorowie sascy przez kilkadziesiąt lat zabiegali u papieży, aby pozwolono do ciasta w okresie Adwentu dodać choć masło! W końcu się udało i papież Innocenty VIII, jakoś rok przed swoją śmiercią, wydał „Butterbrief” (specjalny edykt w tej sprawie!), co umożliwiło udoskonalenie receptury starego przypisu i wprowadzenie jej do obrotu. Jednak nigdy nie ma nic za darmo – otrzymanie tej swoistej dyspensy było dość kosztowne; zatem ci, którzy zrzucili się na kasę dla papieża, w zamian mogli korzystać z prawa do wypieku „ulepszonego” streizla i jego sprzedaży; przez pokolenia takiego prawa nie mieli jednak drezdeńczycy, a jedynie bogate rody z okolic miasta. Dopiero po wojnie trzydziestoletniej (po 1648 roku) piekarze drezdeńscy nabyli prawo do wyrobu i sprzedaży tych specjałów, ale wyłącznie podczas Dresdner Striezelmarkt. Tak narodziła się miejscowa tradycja.

Dlatego, jeśli chcecie spróbować, jak smakuje to sławne saksońskie ciasto, koniecznie musicie wybrać się na tamtejszy jarmark, najlepiej w drugi weekend Adwentu – wtedy obchodzone jest święto Striezla –na pamiątkę pierwszego „ciasta-wielkoluda”, które upieczono w 1730 r dla Augusta Mocnego (elektora Saksonii i króla Polski w tym czasie). Ono naprawdę było ogromne i na dodatek ciężkie – ważyło 1,8 tony, a do jego krojenia wykonano wtedy specjalny nóż o długości, 1,6 m (ciasto zjedzono, nóż zaginął, przetrwała tylko opowieść)! Takie oto spektakle dla ludu organizowała władza w baroku!

Oprócz super ciasta (oraz innych miejscowych wiktuałów – np.  grzańca i pieczonych kiełbasek) jarmark w Dreźnie szczyci się też największą na świecie 14 metrową piramidę świąteczną – taką niby karuzelą, wysoką i piętrową, na której kondygnacjach poruszają się figurki związane z tradycją Bożego Narodzenia i zwyczajami regionu. Podobna świąteczna piramida, wzorowana na tej z Drezna, a zamówiona gdzieś w Niemczech, jest ozdobą jarmarku we Wrocławiu.

Zobacz broszurę  na temat tegorocznego jarmarku w Dreźnie.

Największy jarmark adwentowy w Polsce

Powojenna tradycja organizowania świątecznych jarmarków we Wrocławiu jest stosunkowo świeża, bo to dopiero ósma edycja tej imprezy, której korzenie sięgają jednak znacznie głębiej. Pierwsze wzmianki na ten temat znaleziono w dokumentach z 1567 roku. Jarmarki we Wrocławiu organizowano zwykle na jedenaście dni przed Bożym Narodzeniem i nazywano zbiorczo „Kindelmarkt” (jarmark dzieciątka). Pierwsze stoiska targowe ustawiano na Rynku i na placu Solnym. Z biegiem lat wyróżnikiem wrocławskich wypieków świątecznych stały się pierniki – przygotowywane już w październiku na słodzie z miejscowego piwa, słodzone miodem, doprawiane mocno goździkami, anyżem i skórką cytrynową – o wyrazistym i charakterystycznym smaku. Pierniki wypiekano w przeróżnych kształtach i wielkościach; mniejsze wykorzystywano jako świąteczne ozdoby i rozmieszczano w całym domu dla korzennego aromatu. Późniejszy zwyczaj ustawiania choinki (upowszechniony w Europie w XIX w, ale w Alzacji znany już w XVI w), sprawił, że pierniki stały się ozdobą drzewka razem z wypiekami z ciasta chlebowego, masy marcepanowej, orzechów i jabłek owijanych w kolorowe papierki, czy zwierzątkami z czekolady. Te wszystkie łakocie były dostępne i specjalnie przygotowywane z myślą o jarmarku i potrzebach Świąt; na pl. Solnym można było kupić świerki albo sosny i słynne już wtedy karpie z Milicza, które trafiały do większości niemieckich domów w tym czasie! Ryba ta bowiem, obok golonek i pieczonych mięs, była tradycyjną potrawą serwowaną podczas bożonarodzeniowego obiadu (Niemcy nie przygotowywali kolacji wigilijnej, to polska tradycja).  Z biegiem lat, w XIX wieku, podążając za potrzebami klientów, szczególnie tych zasobniejszych, przed Świętami we Wrocławiu organizowano dodatkowy, osobny kiermasz pod nazwą „Ogrody Zimowe”; odbywał się na dzisiejszej ul. Szczytnickiej i umożliwiał zakup dóbr luksusowych – wyrobów z kości słoniowej, skór tyrolskich i kosztownej biżuterii.

Dzisiejsza oferta jarmarku jest równie bogata, pełna wyrobów rękodzielniczych i ekologicznej żywności; jest mnóstwo atrakcji dla dzieci – wrocławskie krasnale, domek bajek, spotkania z Mikołajem, ale też dla dorosłych – możliwości degustacji wyszukanych dań (np. salami z jelenia), zamówienia bombki z osobistą dedykacją, czy po prostu spotkania ze znajomymi przy kubku czekolady (lub czegoś mocniejszego).

Kiedyś, podobnie jak dziś, na jarmarkach można było wyszukać świąteczne upominki; z tym że kiedyś jarmark był takim centrum handlowym w danym mieście, dzisiaj jest raczej atrakcją turystyczną (główne zakupy robimy jednak gdzie indziej). Kiedyś dużą popularnością cieszyły się szmaciane lalki i drewniane zabawki, miejscowym przebojem zaś była postać karkonoskiego Liczyrzepy! Dzisiaj, przechadzając się między straganami, chętnie wybieramy (oprócz produktów spożywczych) np. szydełkowe serwetki albo adwentowe wieńce. Jest jednak coś, co obie te rzeczywistości na pewno łączy – to bombki! Opracowana, w XIX wieku w niemieckiej Turyngii, technologia wyrobu cienkich szklanych kul dała początek popularnym ozdobom, które kupujemy do teraz (a wytwórnia w Lauschy, kolebka bombki świątecznej, działa do dziś!).

Okazuje się, że całkiem sporo zwyczajów przejęliśmy od sąsiadów (choinki, bombki, karpie, jarmarki…), a kiermasze z przeszłości wcale tak bardzo nie różnią się od tych dzisiaj – tak samo jak kiedyś, szukamy tego, co sprawi, że zbliżające się Święta będą udane; zatem – najwyższy czas poszukać…

Zobacz więcej o tegorocznym jarmarku we Wrocławiu.